|
Witaj Na Forum Harrego Pottera Harry Potter
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
GROSIK Administrator
Dołączył: 22 Gru 2005 Posty: 144 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Księżyca
|
Wysłany: Pon 22:06, 26 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa nir uwierzy ci spaslaku
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Polokokta Spamerek
Dołączył: 25 Gru 2005 Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łaziska
|
Wysłany: Pon 23:06, 26 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
ty chudarze jedyn
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
GROSIK Administrator
Dołączył: 22 Gru 2005 Posty: 144 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Księżyca
|
Wysłany: Wto 9:29, 27 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
hahaha zamkin sie ja
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Polokokta Spamerek
Dołączył: 25 Gru 2005 Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łaziska
|
Wysłany: Wto 11:44, 27 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
to ty sie zamknij
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
LoL pl ;] Spamerek
Dołączył: 23 Gru 2005 Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Miasta :D
|
Wysłany: Wto 12:51, 27 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
kiedy bedzie nastepny rozdial
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
LoL pl ;] Spamerek
Dołączył: 23 Gru 2005 Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Miasta :D
|
Wysłany: Wto 12:51, 27 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
??
musze zobaczyc
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Polokokta Spamerek
Dołączył: 25 Gru 2005 Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łaziska
|
Wysłany: Wto 16:44, 27 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
nie wiem spytaj się Paffcia to on pisze rozdzialy
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
GROSIK Administrator
Dołączył: 22 Gru 2005 Posty: 144 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Księżyca
|
Wysłany: Wto 18:19, 27 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
no dobra rada gratulacje polokokta chociarz raz pomyslales
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Paffcio Rozmowny
Dołączył: 25 Gru 2005 Posty: 32 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:55, 27 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
zarazz napsize; tylko jedna uwaga: Do tych swoich kłótni utworzcie se swój temat
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Paffcio Rozmowny
Dołączył: 25 Gru 2005 Posty: 32 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:57, 27 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
Rozdział 2
Spinner's End
Wiele mil od Downing Street, ta sama chłodna mgła, która oblepiała szyby gabinetu Premiera, snuła się ponad brudną rzeką, wijącą się w dolinie pomiędzy wysokimi, zaśmieconymi brzegami. Olbrzymi komin, pozostałość po nieużywanym młynie, górował nad okolicą, ciemny i złowróżbny. Nic nie mąciło ciszy, prócz szmeru czarnych wód rzeki, nie było też śladów życia poza wątłym lisem, który buszował w trawie w poszukiwaniu jakichś smakowitych resztek.
Nagle z cichutkim pyknięciem na samym brzegu rzeki pojawiła się znikąd szczupła, zakapturzona postać. Lis zamarł z nieufnymi oczami utkwionymi w dziwnym, nowym zjawisku. Postać przez chwilę usiłowała zorientować się, gdzie jest, wreszcie ruszyła szybkim, lekkim krokiem, a jej długa peleryna szeleściła w trawie.
Z drugim, nieco głośniejszym pyknięciem, zmaterializowała się następna zakapturzona sylwetka.
- Czekaj!
Przenikliwy okrzyk przeraził lisa, rozpłaszczonego wśród trawy. Wyskoczył ze swej kryjówki i pognał przed siebie. Rozbłysło zielone światło, rozległ się rozpaczliwy skowyt i martwy lis zwalił się na ziemię.
Druga postać odwróciła zwierzę czubkiem buta.
- To tylko lis - mruknął lekceważąco damski głos spod kaptura. - Myślałam, że może auror... Cissy, poczekaj!
Lecz postać, do której się zwracała, choć zatrzymała się na moment, widząc zielone światło, już ruszyła dalej, wspinając się na wysoki brzeg.
- Cissy... Narcyzo! Słuchaj...!
Druga kobieta złapała pierwszą za ramię, lecz ta wyrwała się.
- Odczep się, Bello!
- Musisz mnie wysłuchać!
- Już cię wysłuchałam. I zdecydowałam. Zostaw mnie teraz!
Kobieta nazwana Narcyzą wdrapała się po zboczu aż do miejsca, w którym stara, zardzewiała balustrada oddzielała dolinę rzeki od wąskiej uliczki, brukowanej kocimi łbami. Druga z kobiet, nazwana Bellą, ruszyła w ślady towarzyszki. Zatrzymały się wreszcie obok siebie, patrząc na stojące po drugiej stronie drogi rzędy rozsypujących się, ceglanych domów o pustych, ciemnych oknach.
- On tu mieszka? - spytała Bella, a z głosu jej biła pogarda. - Tutaj? W tym mugolskim gnojowisku? Prawdopodobnie noga nikogo z naszych nigdy tu nie postała...
Ale Narcyza jej nie słuchała, prześlizgnęła się przez lukę w zardzewiałych prętach i już biegła uliczką.
- Cissy, czekaj!
Łopocząc połami szat Bella pośpieszyła jej śladem. Narcyza tymczasem skręciła w alejkę między domami, przechodząc na drugą, niemal identyczną ulicę. Niektóre latarnie były zepsute, więc kobiety biegły przez plamy światła i ciemności. Łowczyni dogoniła zwierzynę na następnym rogu, tym razem zdołała złapać ją za ramię i odwrócić tak, że stały teraz twarzą w twarz.
- Cissy, nie wolno ci, nie możesz mu zaufać!
- Czarny Pan mu ufa, czyż nie?
- Czarny Pan... Uważam, że w tym jednym się myli - wydyszała Bella, a oczy jej zabłysły pod kapturem, gdy rozglądała się przezornie, czy aby na pewno są same. - W każdym bądź razie, kazano nam nie rozmawiać o planie z nikim. To jest zdrada wobec Czarnego Pana...
- Daj spokój, Bello! - warknęła Narcyza wyciągając różdżkę i celując jej w twarz. Bella tylko się roześmiała.
- Cissy, we własną siostrę? Nie ważysz się...
- Nie ma już takiej rzeczy, na którą się nie poważę! - krzyknęła Narcyza histerycznie, wykonała różdżką ruch, jakby chciała dźgnąć Bellę nożem. Rozbłysło światło, a Bella puściła ramię siostry jak oparzona.
- Narcyza!
Ale Narcyza już biegła dalej. Wciąż masując oparzoną rękę, Bella ruszyła za nią, usiłując nie stracić jej z oczu, kiedy zagłębiały się coraz bardziej w labirynt ceglanych budynków. Wreszcie Narcyza skręciła w Spinner's End, brukowaną uliczkę, nad którą komin starego młyna górował niczym olbrzymi palec, wzniesiony w geście ostrzeżenia. Obcasy Narcyzy stukały po bruku, gdy mijała rzędy ciemnych okien i połamanych płotów, aż dotarła do domu na samym końcu ulicy. Przez kotary w oknach na parterze prześwitywało przyćmione światło.
Zapukała, zanim jeszcze dogoniła ją klnąca pod nosem Bella. Stały teraz razem czekając, aż ktoś im otworzy, lekko dysząc, owiewane nocną bryzą przesiąkniętą fetorem rzeki. Chwilę później usłyszały jakiś ruch, w następnej sekundzie drzwi uchyliły się nieznacznie. W szczelinie widać było wysokiego mężczyznę z długimi, czarnymi włosami przesłaniającymi ziemistą twarz. Czarne oczy przyglądały im się badawczo.
Narcyza zrzuciła kaptur. Była tak blada, że wydawała się lśnić w ciemności, a długie, jasne włosy spływały jej na ramiona, nadając wygląd topielicy.
- Narcyza! - rzekł mężczyzna otwierając drzwi nieco szerzej, tak że światło zza jego pleców oświetliło Narcyzę i jej siostrę. - Co za miła niespodzianka!
- Severusie - odpowiedziała napiętym szeptem. - Możemy porozmawiać? To pilne.
- Oczywiście.
Cofnął się, by ją przepuścić. Nie zrzucając kaptura, Bella weszła bez zaproszenia.
- Snape - mruknęła, mijając go.
- Bellatrix - odparł, a wąskie usta zwinęły się w drwiącym uśmieszku, gdy z trzaskiem zamykał drzwi.
Weszli od razu do małego saloniku, który sprawiał wrażenie ciemnej, dusznej celki. Ściany były całkowicie zastawione regałami pełnymi książek o starych, skórzanych grzbietach. Wytarta kanapa, stary fotel i rachityczny stolik stały razem w przyćmionym kręgu światła, padającego z lichtarza zawieszonego pod sufitem. Pokój sprawiał wrażenie zaniedbanego, jakby zazwyczaj nikt w nim nie mieszkał.
Snape wskazał Narcyzie kanapę. Zdjęła pelerynę, przewiesiła przez oparcie i usiadła, wpatrując się intensywnie w swe białe, drżące dłonie kurczowo zaciśnięte na udach. Bellatrix powoli zsuwała kaptur. Ciemnowłosa, z mocno zarysowaną szczęką, nie przypominała swojej siostry. Przesunęła się i stanęła za Narcyzą, nie odrywając od Snape'a oczu o ciężkich powiekach.
- A więc, czym mogę ci służyć? - zapytał Snape, siadając w fotelu naprzeciw obu sióstr.
- My... Jesteśmy sami, prawda? - spytała cicho Narcyza.
- Ależ oczywiście. Co prawda Glizdogon jest tutaj, ale chyba nie liczymy szkodników?
Wycelował różdżką w ścianę książek za plecami i z głośnym "bang" otwarły się ukryte drzwi ukazując wąską klatkę schodową, na której, jak spetryfikowany, stał niski człowieczek.
- Jak już pewnie się zorientowałeś, Glizdogonie, mamy gości - rzucił od niechcenia Snape.
Garbiąc się niemiłosiernie, mężczyzna zwlókł się z ostatnich stopni i wszedł do pokoju. Miał małe, wodniste oczka, szpiczasty nos, a jego wargi rozciągały się w głupawym uśmieszku. Lewą ręką obejmował prawą, która wyglądała, jakby zakuto ją w srebrną, błyszczącą rękawicę.
- Narcyza! - wychrypiał. - I Bellatrix! Jak miło...
- Glizdogon poda nam coś do picia, jeśli macie ochotę - powiedział Snape. - A potem wróci do swojego pokoju.
Glizdogon skrzywił się, jakby Snape czymś w niego rzucił.
- Nie jestem twoim sługą! - pisnął, unikając wzroku Snape'a.
- Doprawdy? Odniosłem wrażenie, że Czarny Pan oddał mi cię do pomocy.
- Do pomocy, tak, ale nie żebym ci przynosił drinki, albo... sprzątał mieszkanie!
- Nie wiedziałem, Glizdogonie, że nadajesz się także do innych zadań - odparł Snape łagodnie. - Ale jeśli pragniesz się wykazać... To się da załatwić, porozmawiam z Czarnym Panem...
- Sam z nim mogę porozmawiać, jeśli będę chciał!
- Ależ oczywiście, że możesz. - Snape uśmiechnął się szyderczo. - Ale w międzyczasie podaj nam coś do picia. Polecam skrzacie wino domowej roboty.
Glizdogon wahał się chwilę, jakby chciał się kłócić, lecz w końcu odwrócił się i wyszedł przez następne drzwi ukryte za ścianą książek. Dobiegł ich brzęk szkła i chwilę później Glizdogon wynurzył się z powrotem, niosąc na tacy zakurzoną butelkę i trzy kieliszki. Postawił wszystko na rachitycznym stoliku i umknął im sprzed oczu, zatrzaskując za sobą drzwi, aż kurz uniósł się z regałów.
Snape nalał trzy kieliszki krwistoczerwonego wina i podał siostrom. Narcyza wymamrotała słowa podzięki, Bellatrix nie odrzekła nic, wciąż wpatrując się intensywnie w gospodarza. Snape nie wydawał się tym zmieszany, wręcz przeciwnie, raczej rozbawiony.
- Za Czarnego Pana! - rzekł, wznosząc kieliszek.
Siostry spełniły toast i Snape ponownie napełnił kieliszki. Narcyza wypiła duszkiem podane jej wino i zaczęła gorączkowo:
- Severusie, przepraszam, że przychodzę znienacka, ale musiałam się z tobą zobaczyć. Myślę, że jesteś jedynym człowiekiem na ziemi, który może mi pomóc...
Snape przerwał jej gestem, po czym ponownie tego wieczoru wycelował różdżkę w ukryte drzwi. Rozległ się huk, jęk i odgłosy szamotaniny, jakby Glizdogon usiłował uciekać na czworaka.
- Przepraszam - rzekł Snape spokojnie. - Ostatnio nabrał niemiłego nawyku podsłuchiwania pod drzwiami. Zupełnie nie wiem, skąd mu się to wzięło. Mówiłaś coś, Narcyzo?
Westchnęła głęboko i zaczęła jeszcze raz.
- Severusie, wiem, że nie powinno mnie tu być, że nie powinnam nikomu o tym mówić, ale...
- No to trzymajże język za zębami! - warknęła Bellatrix. - Zwłaszcza w tym towarzystwie!
- W tym towarzystwie? - podchwycił sardonicznie Snape. - A cóż mam przez to rozumieć, Bellatrix?
- Nie ufam ci, a ty doskonale o tym wiesz!
Narcyza wydała z siebie głośne westchnienie i ukryła twarz w dłoniach. Snape odstawił kieliszek na stół i usiadł, z dłońmi na oparciu fotela, wciąż z uśmiechem patrząc w nachmurzoną twarz Bellatrix.
- Narcyzo, myślę, że powinniśmy wysłuchać tego, co Bellatrix tak bardzo chce nam powiedzieć, gdyż to nam oszczędzi nużących przerywników. Proszę, kontynuuj, Bellatrix. Dlaczegóż to mi nie ufasz?
- O, są tysiące powodów! - krzyknęła. Gwałtownym ruchem wyminęła kanapę i z brzękiem postawiła kieliszek na stole. - Od czego tu zacząć? Gdzieś ty był, kiedy upadł Czarny Pan? Dlaczegoś nigdy nie próbował go odnaleźć? Co żeś robił przez te wszystkie lata, siedząc w cieplutkiej kieszeni Dumbledore'a? Czemuś przeszkodził Czarnemu Panu w zdobyciu Kamienia Filozoficznego? Dlaczegoś nie wrócił od razu, gdy się odrodził? Gdzieś ty był parę tygodni temu, kiedy walczyliśmy, by zdobyć przepowiednię? I dlaczego, Snape, Harry Potter wciąż żyje, skoro masz go w zasięgu ręki od pięciu lat?
Zamilkła, zaczerwieniona, z piersią falującą gwałtownie. Za jej plecami Narcyza siedziała w bezruchu, wciąż kryjąc twarz w dłoniach.
Snape się uśmiechnął.
- Zanim ci odpowiem... O tak, Bellatrix, oczywiście, że ci odpowiem! Możesz przekazać moje słowa wszystkim tym, którzy szepczą za moimi plecami, rozsiewając plotki o mojej zdradzie! Ale zanim ci odpowiem, pozwól, że ja cię o coś zapytam. Naprawdę uważasz, że Czarny Pan nie pytał mnie o to samo? I naprawdę wierzysz, że siedziałbym tu i rozmawiał z tobą, jeśli nie dałbym mu satysfakcjonujących go odpowiedzi?
Zawahała się.
- Wiem, że on ci ufa...
- Ale uważasz, że się myli? Albo, że jakimś cudem zdołałem go oszukać? Nabrałem Czarnego Pana, najpotężniejszego czarnoksiężnika, największego mistrza legilimencji w historii?
Bellatrix nie odpowiedziała nic, ale po raz pierwszy wyglądała na nieco zakłopotaną. Snape nie naciskał. Pochylił się, wziął kieliszek, upił łyk i kontynuował.
- Pytałaś, gdzie byłem, kiedy Czarny Pan upadł. Byłem tam, gdzie mi kazał być, w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Jego życzeniem było, bym szpiegował Albusa Dumbledore'a. Zakładam, że wiesz, że to na polecenie Czarnego Pana przyjąłem tę posadę?
Skinęła głową niemal niezauważalnie i już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale Snape ją uprzedził.
- Pytałaś, dlaczego nie próbowałem znaleźć go, kiedy zniknął. Z tego samego powodu, dla którego nie szukali go Avery, Yaxley, Carrowowie, Greyback, Lucjusz... - tu skłonił się lekko Narcyzie - i tylu innych. Wierzyłem, że zginął. Nie szczycę się tym, myliłem się, ale tak było... Gdyby Czarny Pan nie przebaczył tym, którzy wtedy w niego zwątpili, niewielu by mu teraz pozostało popleczników.
- Miałby mnie! - krzyknęła Bella z pasją. - Mnie, która spędziła dla niego tyle lat w Azkabanie!
- Och, doprawdy, godne podziwu - odparł Snape znudzonym tonem. - Bardzo mu się nie przydałaś w więzieniu, ale niewątpliwie był to piękny gest...
- Gest! - wrzasnęła, furia nadawała jej nieco szalony wygląd. - Kiedy ja znosiłam dementorów, ty siedziałeś sobie wygodniutko w Hogwarcie, zadowolony z życia pupilek Dumbledore'a!
- Niezupełnie. - Głos Snape'a wciąż był spokojny. - Nie pozwolił mi uczyć Obrony Przed Czarną Magią, wiesz? Może myślał, że to by mogło spowodować nawrót... Ściągnęłoby mnie znów na złą drogę.
- I to jest to twoje poświęcenie dla Czarnego Pana? Nie uczyłeś ulubionego przedmiotu? - drwiła. - Jakim cudem wytrzymałeś tak długo? A tak w ogóle, to po coś tam siedział? Szpiegowałeś Dumbledore'a dla Pana, którego uważałeś za zmarłego?
- Bynajmniej - odparł. - Ale Czarny Pan był zadowolony, że nie opuściłem posady. Miałem dla niego informacje o Dumbledorze, zbierane przez szesnaście długich lat. Całkiem użyteczny prezent powitalny - nie to, co niekończące się narzekania, jak to było niemiło w Azkabanie...
- Co nie zmienia faktu, że zostałeś w Hogwarcie.
- Zostałem - powiedział Snape, po raz pierwszy zdradzając zniecierpliwienie. - Miałem dobrą pracę i wolałem to, niż gnicie w Azkabanie. Polowali na śmierciożerców, wiesz? Dumbledore za mnie poręczył i to ochroniło mnie przed więzieniem, tak było mi najwygodniej i tak zrobiłem. Ale powtarzam: Czarny Pan nie narzeka, że zostałem, więc nie widzę powodu, dla którego ty miałabyś narzekać.
- Zdaje się, że chciałaś wiedzieć - podjął nieco głośniej, bo Bellatrix zrobiła minę, jakby znów chciała mu przerwać - dlaczego przeszkodziłem Panu w zdobyciu Kamienia Filozoficznego? To proste. Nie wiedział, czy może mi ufać. Myślał, tak jak ty, że odwróciłem się od śmierciożerców, że stałem się wtyką Dumbledore'a. Był w żałosnym stanie, bardzo słaby, dzielił ciało z jakąś czarodziejską miernotą. Nie śmiał ujawnić się dawnemu sprzymierzeńcowi, który mógł go wydać Dumbledore'owi albo Ministerstwu. Bardzo żałuję, że mi nie zaufał. Odzyskałby moc trzy lata wcześniej. A ponieważ mi nie zaufał, wiedziałem tylko, że chciwy i niegodny Quirrell próbował ukraść kamień i nie przeczę, że zrobiłem wszystko, żeby mu w tym przeszkodzić.
Usta Bellatrix wykrzywiły się, jakby przełknęła wyjątkowo gorzką pigułkę.
- Ale nie przybyłeś, kiedy on powrócił, nie zjawiłeś się natychmiast, gdy poczułeś, że Mroczny Znak pali...
- Owszem. Przybyłem dwie godziny później. Na rozkaz Dumbledore'a.
- O, rozkaz Dumbledore'a...? - zaczęła z oburzeniem.
- Pomyśl! - Snape znów tracił cierpliwość. - Pomyśl! Czekając dwie godziny, tylko dwie godziny, zapewniłem sobie możliwość pozostania w Hogwarcie jako szpieg! Pozwoliłem Dumbledore'owi sądzić, że wracam do Czarnego Pana tylko dlatego, że on mi kazał i dzięki temu mam możliwość zdobywania informacji na temat Zakonu Feniksa i samego Dumbledore'a. Zastanów się, Bellatrix: przez cały rok Mroczny Znak stawał się coraz wyraźniejszy. Wiedziałem, że musi powrócić, każdy śmierciożerca to wiedział! Miałem mnóstwo czasu do namysłu, mogłem rozważyć wszystkie za i przeciw, wiedziałem, czego chcę, mogłem zaplanować następne ruchy, mogłem uciec jak Karkarow, nieprawdaż? Czarny Pan był początkowo niezadowolony, nie przeczę, ale to niezadowolenie z mojego spóźnienia znikło, zapewniam cię, kiedy wyjaśniłem mu, że pozostałem mu wierny, a tylko upewniałem Dumbledore'a w przekonaniu, że wciąż jestem po jego stronie. Tak, Bellatrix, Czarny Pan myślał, że opuściłem go na zawsze, ale się mylił.
- I jaki był z tego pożytek? - warknęła Bellatrix. - Jakież to niesamowicie przydatne informacje zdobyłeś?
- To, czego się dowiedziałem, przekazałem bezpośrednio Czarnemu Panu - odparł Snape. - Jeśli będzie chciał się nimi z tobą podzielić...
- On się wszystkim ze mną dzieli! - krzyknęła Bella, zapalają się na nowo. - Nazywa mnie swoją najlojalniejszą, najwierniejszą...
- Czyżby? - W tonie Snape'a pobrzmiewały nutki niedowierzania. - Nadal cię tak nazywa? Nawet po fiasku w ministerstwie?
- To nie była moja wina! - wrzasnęła rumieniąc się paskudnie. - Czarny Pan zawsze mi powierzał swe najgłębsze... Gdyby Lucjusz nie zawalił...
- Nie waż się winić mego męża! - wtrąciła się Narcyza niskim, martwym głosem, podnosząc wzrok na siostrę.
- Nie ma sensu dyskutować tu o winie - załagodził Snape. - Co się stało, to się nie odstanie.
- Ale ciebie tam nie było - rzuciła z furią Bellatrix. - Nie, ty znów byłeś nieobecny, kiedy my nadstawialiśmy karku, prawda?
- Miałem rozkazy, by się nie wtrącać - odparł Snape. - Może nie zgadzasz się w tej kwestii z Czarnym Panem? A może uważasz, że Dumbledore nie zauważyłby, że przyłączyłem się do śmierciożerców? A poza tym... Przepraszam, czy mówiłaś coś o nadstawianiu karku? Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale to było sześciu nastolatków, prawda?
- Którym na pomoc ruszyła połowa Zakonu! - burknęła Bellatrix. - A jak już jesteśmy przy Zakonie, to wciąż nie możesz nam powiedzieć, gdzie jest ich siedziba?
- Nie jestem Strażnikiem Tajemnicy, nie mogę wymówić nazwy tego miejsca. Chyba wiesz, jak działa to zaklęcie? Czarny Pan jest zadowolony z tego, co mu przekazuję na temat Zakonu. Dzięki temu ostatnio udało się dopaść Emmeline Vance, no i pomogło w pozbyciu się Syriusza Blacka, choć w tej kwestii muszę jednak oddać ci sprawiedliwość, honor wykończenia go w całości przypada tobie.
Skłonił głowę i uniósł kieliszek. Wyraz twarzy Bellatrix nie złagodniał.
- Unikasz odpowiedzi na moje ostatnie pytanie, Snape. Harry Potter. Miałeś setki okazji, żeby go zabić przez ostatnie pięć lat. Nie zrobiłeś tego. Dlaczego?
- Przedyskutowałaś to z Czarnym Panem? - zapytał.
- Ja... Ostatnio, my... Ciebie pytam, Snape!
- Gdybym zabił Harry'ego Pottera, Czarny Pan nie mógłby użyć jego krwi, by się odrodzić niezwyciężonym...
- Chyba mi nie mówisz, że przewidziałeś, że Pan zechce użyć chłopaka?
- Nie zamierzam, nie miałem pojęcia o jego planach, powiedziałem ci już, myślałem, że Czarny Pan nie żyje. Usiłuję ci tylko wytłumaczyć, dlaczego Czarny Pan nie żałował, że Potter przeżył, przynajmniej do ostatniego roku...
- Więc dlaczego on wciąż żyje?
- Czy ty rozumiesz, co się do ciebie mówi? Tylko słowo Dumbledore'a chroni mnie przed Azkabanem! Nie sądzisz, że zamordowanie jego pupilka mogłoby spowodować, że zmieniłby zdanie? Ale nie tylko to. Przypomnę ci, kiedy Potter pierwszy raz przybył do Hogwartu mówiło się, że sam jest wielkim czarnoksiężnikiem, co miało tłumaczyć, jakim cudem przeżył atak Czarnego Pana. Rozejrzyj się, wielu myślało, że Potter może być tym, przy którym moglibyśmy ponownie się zjednoczyć. Byłem ciekawy, przyznaję i nie zamierzałem zabijać go w momencie, gdy jego noga postała w zamku.
- Oczywiście - ciągnął - natychmiast zorientowałem się, że Potter nie ma żadnych szczególnych zdolności. Z wielu tarapatów wykaraskał się wyłącznie dzięki mieszaninie wyjątkowego szczęścia i pomocy zdolniejszych od niego przyjaciół. Jest przeciętny do bólu, a przy tym tak okropny i pewny siebie, jak jego ojciec. Zrobiłem co w mojej mocy, żeby pozbyć się go z Hogwartu, ale zabić go, albo pozwolić, żeby zabito go w mojej obecności? Byłbym wielkim głupcem, gdybym porywał się na takie ryzyko pod samym nosem Dumbledore'a.
- I mam uwierzyć, że Dumbledore nigdy cię nie podejrzewał? - zapytała Bellatrix. - Że nie miał pojęcia, komu tak naprawdę jesteś lojalny? Że wierzył ci tak bezgranicznie?
- Dobrze grałem swoją rolę - mruknął. - No i nie doceniasz największej słabości Dumbledore'a - zawsze wierzy, że w człowieku jest dobro. Sprzedałem mu niezłą bajkę o najgłębszej skrusze gdy, jeszcze jako świeżo nawrócony śmierciożerca dołączyłem do kadry nauczycielskiej, a on przyjął mnie z otwartymi ramionami - chociaż, przyznaję, nigdy nie pozwolił mi zbliżyć się do Czarnej Magii. Dumbledore był wielkim czarodziejem. Tak, był - dodał, słysząc jak Bellatrix prycha z niedowierzaniem. - Sam Czarny Pan to przyznał. Mam jednak przyjemność donieść, że Dumbledore się starzeje. Ten pojedynek z Czarnym Panem w zeszłym miesiącu podkopał jego zdrowie. Został ranny, bo już nie jest tak szybki, jak kiedyś. A jednak przez te wszystkie lata nie przestał ufać Severusowi Snape'owi. I na tym właśnie opiera się moja wielka wartość dla Czarnego Pana.
Bellatrix wciąż wyglądała na nieprzekonaną, lecz jednocześnie niepewną, z której strony teraz go zaatakować. Wykorzystując jej milczenie, Snape zwrócił się do drugiej siostry.
- A teraz... Chciałaś mnie o coś prosić, Narcyzo?
Narcyza spojrzała na niego, a na szczupłej twarzy malowała się rozpacz.
- Tak, Severusie, ja... Myślę, że jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc, nie mam do kogo się zwrócić. Lucjusz jest w więzieniu i...
Zacisnęła powieki i dwie wielkie łzy popłynęły po jasnych policzkach.
- Czarny Pan zakazał mi mówić o tym komukolwiek - ciągnęła, wciąż ze ściśle zamkniętymi oczami. - Chce, by nikt nie dowiedział się o jego planie. To... wielka tajemnica. Ale...
- Jeśli zakazał ci mówić o tym komukolwiek, nie powinnaś tego robić. - Snape przerwał jej natychmiast. - Słowo Czarnego Pana jest prawem.
Narcyza wciągnęła głośno powietrze, jakby oblał ją znienacka lodowatą wodą. Po raz pierwszy odkąd weszła do tego domu Bellatrix wyglądała na zadowoloną.
- Widzisz? - wykrzyknęła triumfalnie. - Nawet Snape tak uważa. Skoro masz nikomu nie mówić, to milcz!
Ale Snape wstał i podszedł do okna. Uchylił zasłony, wyjrzał na pustą ulicę, po czym ponownie je zasunął. Odwrócił się do Narcyzy, marszcząc z namysłem brwi.
- Tak się jednak składa, że ja znam ten plan - rzekł, zniżając głos. - Jestem jednym z niewielu, którym Czarny Pan go wyjawił. Jednakże, skoro kazał ci nikomu nie mówić, Narcyzo, to byłaby zdrada Czarnego Pana.
- Wiedziałam, że ty będziesz o tym wiedział! - wykrzyknęła Narcyza, oddychając z ulgą. - On ci ufa, Severusie...
- Wiesz?! - Chwilową satysfakcję w głosie Bellatrix na powrót zastąpiła furia. - Ty wiesz?!
- Oczywiście - oparł Snape. - Ale jakiego rodzaju pomocy ode mnie oczekujesz, Narcyzo? Jeśli wydaje ci się, że mógłbym przekonać Czarnego Pana, żeby zmienił zdanie, to muszę cię rozczarować, nie ma na to szans. Najmniejszych.
- Severusie - wyszeptała Narcyza, a łzy płynęły jej po twarzy. - To jest mój syn... Mój jedyny syn...
- Draco powinien być dumny! - rzuciła obojętnie Bellatrix. - Czarny Pan obdarzył go wielkim zaszczytem. I powiem to, co myśli Draco: nie cofnie się przed zadaniem, zna swój obowiązek i będzie się cieszył, że dostał szansę sprawdzenia się. Jest podniecony wyzwaniem...
Narcyza płakała już otwarcie, wpatrując się błagalnie w Snape'a.
- Ale on ma szesnaście lat i nie wie, co to oznacza! Dlaczego, Severusie? Dlaczego mój syn? To zbyt niebezpieczne! To zemsta za porażkę Lucjusza, ja to wiem!
Snape nie odpowiedział nic. Odwrócił wzrok od jej łez, jakby były czymś nieprzyzwoitym, ale nie mógł udawać, że jej nie słyszał.
- Dlatego wybrał Draco, prawda? - nalegała. - Żeby ukarać Lucjusza?
- Jeśli Draconowi się powiedzie - powiedział powoli, wciąż nie patrząc jej w oczy, - dostąpi zaszczytów, o jakich inni nawet nie śnią.
- Ale jemu się nie uda! - łkała Narcyza. - Jak może mu się udać, skoro sam Czarny Pan...?
Bellatrix sapnęła gniewnie, Narcyza zdawała się tracić panowanie nad sobą.
- Miałam na myśli... Jeszcze nikomu się nie udało... Severusie... Proszę... Jesteś, zawsze byłeś jego ulubionym nauczycielem... Jesteś starym przyjacielem Lucjusza... Błagam cię... Jesteś ulubieńcem Czarnego Pana, jego najbardziej zaufanym doradcą... Porozmawiasz z nim, przekonasz go...?
- Czarnego Pana nie można przekonać, a ja nie jestem głupcem, żeby tego próbować - rzekł zimno Snape. - Nie będę udawał, że Czarny Pan nie jest zły na Lucjusza. Lucjusz był za wszystko odpowiedzialny, to on dowodził. Dał się złapać, podobnie jak tylu innych, nie udało mu się zdobyć przepowiedni. Tak, Czarny Pan jest zły, Narcyzo, bardzo zły.
- A więc miałam rację, wybrał Dracona z zemsty! - jęknęła Narcyza. - Jemu nie ma się udać, on ma zginąć próbując wykonać zadanie!
Kiedy Snape znów nic nie odpowiedział, Narcyza straciła resztki samokontroli, które jeszcze się w niej kołatały. Zerwała się, podbiegła do Snape'a i złapała go za przednią część szaty. Zbliżyła twarz do jego twarzy, jej łzy kapały mu na koszulę.
- Możesz to zrobić. Możesz zastąpić Dracona, Severusie. Uda ci się, oczywiście, że ci się uda, a on wynagrodzi ci to stukrotnie, wynosząc ponad nas wszystkich...
Snape złapał ją za nadgarstki i delikatnie wyzwolił się z jej objęć. Patrząc na jej załzawioną twarz, rzekł powoli:
- Myślę, że Czarny Pan chce, żebym spróbował jako ostatni. Ale uważa, że Draco musi spróbować pierwszy. Widzisz, zakładając, co nieprawdopodobne, że Draconowi się powiedzie, ja wciąż będę mógł pozostać w Hogwarcie jako szpieg.
- Innymi słowy nie dba o to, czy Draco zginie!
- Czarny Pan jest bardzo zły - powtórzył Snape cicho. - Nie usłyszał przepowiedni. Wiesz tak samo dobrze, jak ja, Narcyzo, że on łatwo nie przebacza.
Upadła mu do stóp, łkając i jęcząc.
- Moje dziecko... Mój jedyny syn...
- Powinnaś być dumna! - rzuciła bezlitośnie Bellatrix. - Jeśli miałabym syna, byłabym szczęśliwa, gdyby poległ w służbie Czarnego Pana!
Narcyza krzyknęła z rozpaczy, wczepiając palce w swe długie, jasne włosy. Snape pochylił się, podniósł ją za ramiona i posadził na kanapie. Nalał jej wina i zmusił, by wzięła kieliszek.
- Narcyzo, dość tego. Wypij. Słuchaj mnie!
Uspokoiła się trochę i oblewając się winem upiła niewielki łyk.
- Możliwe... Możliwe, że będę mógł pomóc Draconowi.
Wyprostowała się, wciąż kredowobiała, a oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem.
- Severusie, och, Severusie, pomożesz mu? Będziesz się nim opiekował, zadbasz, żeby nic mu się nie stało?
- Mogę spróbować.
Cisnąwszy kieliszkiem na stolik, rzuciła się do stóp Snape'a i ująwszy jego dłonie w swoje, przycisnęła je do ust.
- Jeśli będziesz go bronić... Severusie, czy przysięgniesz mi to? Czy złożysz Niezłomną Przysięgę?
- Niezłomną Przysięgę?
Twarz Snape'a nie wyrażała nic. Bellatrix jednak zarechotała triumfalnie.
- Nie słyszysz go, Narcyzo? O, pewnie, że spróbuje, tego jestem pewna. Te same puste słowa, te jego normalne wymówki! I to wszystko z rozkazu Czarnego Pana, oczywiście!
Snape nawet na nią nie spojrzał. Czarne oczy wpatrzone były w błękitne, pełne łez oczy Narcyzy, która wciąż ściskała jego dłonie.
- Oczywiście, Narcyzo, złożę Niezłomną Przysięgę - powiedział cicho. - Może nawet twoja siostra ją przypieczętuje.
Bellatrix stała z otwartymi ze zdziwienia ustami. Snape ukląkł naprzeciw Narcyzy. Na oczach zdumionej Bellatrix, połączyli prawe dłonie.
- Będzie ci potrzebna różdżka, Bellatrix - rzekł zimno Snape.
Wyciągnęła ją, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
- I musisz podejść trochę bliżej - dodał.
Zbliżyła się, tak że stała teraz nad nimi, różdżką dotykając ich połączonych dłoni.
Narcyza przemówiła.
- Severusie, czy przysięgasz strzec mojego syna, Dracona, gdy będzie wypełniał rozkaz Czarnego Pana?
- Przysięgam.
Błyszczący język płomienia wystrzelił z różdżki i oplótł ich dłonie niczym ognisty drut.
- Czy przysięgasz chronić go ze wszystkich swoich sił?
- Przysięgam.
Drugi płomienisty język wytrysnął z różdżki, tworząc wokół połączonych dłoni błyszczący łańcuch.
- I czy przysięgasz, jeśli będzie to konieczne... Jeśli Draco zawiedzie... - wyszeptała Narcyza, a dłoń Snape'a zadrżała w jej uścisku, lecz mimo to jej nie cofnął. - Czy przysięgasz wykonać wolę Czarnego Pana i rozkaz, który wydał Draconowi?
Zapadła cisza. Bellatrix wpatrywała się nich rozszerzonymi źrenicami, z różdżką wciąż dotykającą ich dłoni.
- Przysięgam.
Twarz Bellatrix, na której wciąż malowało się niedowierzanie zaczerwieniła się od blasku trzeciego płomienia, który, wystrzeliwszy z różdżki wplótł się pomiędzy dwa poprzednie niczym sznur, niczym ognisty wąż.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
GROSIK Administrator
Dołączył: 22 Gru 2005 Posty: 144 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Księżyca
|
Wysłany: Wto 20:22, 27 Gru 2005 Temat postu: |
|
|
pwooiedz to polokokcie bo on zaczyna :}
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Olo Gość
|
Wysłany: Sob 18:53, 11 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
fajnie, ale niestety nie mozna zamieszczac ksiazki HP bez pozwolenia |
|
Powrót do góry |
|
|
GROSIK Administrator
Dołączył: 22 Gru 2005 Posty: 144 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Księżyca
|
Wysłany: Nie 18:36, 12 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
ja juz przeczytalem kisazke HPiKP
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
porttier Słaby
Dołączył: 19 Sie 2006 Posty: 8 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:17, 19 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
To jest strasznie ,,oryginalna" werrsja Amatorskie tłumaczenie oryginału nie tłumaczone z pewnością przez specjalistę (harry'ego tłumaczy oficjalnie Adnrzej Polkowski)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
bza Gość
|
Wysłany: Pon 17:54, 30 Lip 2007 Temat postu: Ostatnia czesc harrego pottera |
|
|
hejka posiadam 21 rozdzialow harrego pottera.chetnie sie podziele |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|